sobota, 4 maja 2013

2


Stałam zdziwiona z otwartą gębą. Andrea  Anastasi właśnie zaproponował mi pracę w reprezentacji, jako fotografa kadry. I co miałam zrobić? Zgodziłam się. Nawet papier toaletowy wie, że aby żyć trzeba się rozwijać. Nie wisiał mi fakt, że będę się widziała codziennie z Bartmanem. Ale nie umrę z tego powodu, chociaż śmierć to zdrowie. 



Dwa tygodnie później...



-Wszystko spakowałaś? - zapytał po raz setny Mieszko.

-Nie. - odpowiedziałam z ironią.
Za chwilę mieliśmy ruszać w drogę do Spały. Co mogłam z sobą zabrać? Aparat, laptop, torbę i trzy walizki z ciuchami i butami i wiele różnych pierdołów. Michał, gdy zobaczył moje bagaże popatrzył na mnie, jak na idiotkę i popukał się w głowę. Ostatecznie postawiłam na swoim i zabrałam wszystko, co sobie przygotowałam. 
Po kilku godzinach dojechaliśmy do Spały. Wysiadłam z samochodu i wyprostowałam obolałe nogi. Po drodze mieliśmy dwa przystanki i czułam, jak na dupie robią mi się odleżyny. Jedynym plusem była klimatyzacja w aucie mojego brata. Wzięłam do jednej ręki torbę, a w drugiej trzymałam rączkę walizki. Weszłam za Mieszkiem do hotelu. Podszedł do recepcji i odebrał klucze do naszych pokoi. Chwilę później zauważyłam trenera Anastasiego. Moją jedyną zaletą, gdy chodziłam do budy był fakt, że lubiłam uczyć się języków obcych. Gdy byłam młodsza rodzice zapisywali mnie na różne kursy językowe. I co z tego wynikło? Że oprócz języka polskiego, umiem rozmawiać po: angielsku, włosku, francusku, niemiecku i portugalsku. Angielskiego i niemieckiego uczyłam się w szkole, po włosku nauczyłam się mówić dzięki mamie, która jest nauczycielką tego właśnie języka, a portugalski i francuski? Z czystej przyjemności na kursie językowym. 
Porozmawiałam chwilkę z Andreą, wzięłam klucz od Michała i poszłam szukać swojego pokoju.

Po kilku minutach poszukiwań na trzecim piętrze znalazłam drzwi z właściwym numerkiem. Włożyłam klucz do zamka i otworzyłam drzwi. W pokoju stało łóżko, szafka nocna, telewizor, szafa, mały stolik i fotel. Otworzyłam drzwi i weszłam do łazienki. Kibel, jak kibel nie będę opisywać. Jedynym plusem był balkon. Przynajmniej będę mogła się opalać topless. Otworzyłam największą walizkę. Rozpakowałam ją i uznałam, że spalskie szafy są zbyt małe. Zawartość jednej walizki zajęła prawie pół szafy, a została mi jeszcze torba i dwie inne walizki. Aparat i laptop położyłam na stoliku. Zrobiłam się głodna, więc wyszłam z pokoju, zamknęłam go na klucz i skierowałam się w stronę stołówki. Była akurat pora kolacji. No tak, ostatni posiłek jadłam rano, zanim wyjechaliśmy z Rzeszowa. Wzięłam tacę z jedzeniem i usiadłam przy wolnym stoliku. Z czego składała się moja kolacja? Z dwóch kanapek z żółtym serem i szynką oraz herbaty. Gdy kończyłam jeść pierwszą zauważyłam, jak do stołówki wchodzą siatkarze. Nic nie wiedzieli, że będę z nimi pracować. Będę mieć bekę z miny Bartmana, gdy mnie zobaczy. 


Po skończonej kolacji idę na krótki spacer. Na moje nieszczęście Zbychu mnie nie zauważył. Ze słuchawkami w uszach i myśląc o niebieskich migdałach przechadzam się po spalskim lesie. Nie wiedziałam, że to miejsce jest takie ładne. Wzięłam oczywiście ze sobą swój aparat. Chciałam zrobić sobie mały 'trening' fotograficzny przed jutrzejszym treningiem, od którego oficjalnie zaczynam swoją karierę fotografa. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz